By

Są jeszcze na tym świecie wariaci, którzy wiążą swoje zawodowe życie z pisaniem. I chwała im za to, bo dobrych tekstów przecież nigdy za wiele. Zanim jednak nadejdzie ten moment, w którym młody adept pisania (czy to dziennikarz, czy copywriter) zacznie tworzyć naprawdę fajne treści, musi pokonać pierwszą przeszkodę – strach przed białą kartką. Lęk przed Bezimiennym, nienazwanym potworem z koszmarów Stephena Kinga albo H. P. Lovecrafta, obracającym wspaniałe pomysły w pustkę.

Nieraz jest tak, że pomysł na tekst zbyt mocno zakorzenił się w głowie. W myślach powstały już pierwsze zdania, koncept, odpowiednie wyrażenia, idea. Gdy jednak przychodzi moment, w którym copywriter siada przed pustą kartką, następuje dziwna blokada. To Bezimienny rzuca swój urok. Napisanie początkowego akapitu, a nawet pierwszego zdania wiąże się ze sporym wysiłkiem, przynosi frustrację, w konsekwencji osłabia wiarę w siebie. Nic przecież nie brzmi, tak jak sobie to wymyśliliśmy, a każda fraza wydaje się zbyt naiwna, nie do końca oddająca istotę tego, co chcieliśmy przekazać.

Na skutek tych „psychicznych zmagań” copywritera kolejne „pierwsze zdania” masowo giną pod ciężarem wciśniętego „Delete”. W jednym ze zbiorów Stephena Kinga jest opowiadanie, którego bohater za pomocą klawisza „Delete” usuwa nie tylko zdania, ale rzeczywiste przedmioty, dlatego należy być przezornym! Wreszcie pełny złości i zwątpienia nasz nieszczęsny bohater, Rycerz Słowa, ulega Bezimiennemu, zamyka Worda i idzie spać.

Ale Bezimienny nie śpi, zakrada się do jego głowy, najczęściej zdarza się to tuż nad ranem. Pomysł był przecież dobry, „w głowie” wszystko pięknie ze sobą grało… dlaczego wobec tego nie wyszło? A przecież Klient jest cenny, nie można przedstawić mu byle czego, wyświechtanego tekstu o „cudownym produkcie” lub „nowoczesnej firmie”. Zbliża się deadline…

 

Jak sobie poradzić?

 

Broń przeciwko Bezimiennemu nie jest szczególnie wyszukana. Choćby copywriter w poszukiwaniu magicznych formułek udał się do internetowych magów (poradniki, grupy dyskusyjne), szarlatanów albo uciekał się do sztuczek czarnoksięskich (rozpaczliwe przeszukiwanie ksiąg Google’a) i wykorzystywanie sił nieczystych (kopiowanie lub przetwarzanie cudzych myśli), musi po prostu zacząć pisać (zaraz po tym, jak już się wyśpi).

Trywialne? Być może dla starych wyjadaczy, dla początkujących tekściarzy już niekoniecznie. Strach przed białą kartką lub kiepskim tekstem jesteś w stanie pokonać wyłącznie w jeden sposób – PISZĄC – jednak z zupełnie innym nastawieniem. Gdy nie wychodzi pierwsze zdanie, najlepsze co możesz zrobić, to zlekceważyć ten fakt. Nie dawaj Bezimiennemu do ręki atrybutów, albowiem czas działa na jego korzyść. Po kiepskim pierwszym zdaniu napisz drugie. A potem trzecie i czwarte. I wreszcie cały akapit. To nic, że nie jesteś z niego do końca zadowolony. Pisz dalej, aż wreszcie osiągniesz bardziej satysfakcjonujące efekty. Grunt to się „rozpisać”, wstrzelić w rytm, wejść w ciąg – wie to każdy dobry copywriter. Będąc już w takim ciągu, przełamiesz pierwsze obawy, nagle do głowy zaczną przychodzić Ci trafniejsze określenia, a słowa będą płynąć znacznie swobodniej, bez oporów i przestojów zapełniając pustą kartkę.

Kiedy już spiszesz wszystko to, co miałeś początkowo na myśli, rozpoczniesz edytowanie tekstu. Redakcja to jeden z najważniejszych etapów pracy copywritera.

Uwaga!

Nie dołuj się akapitami, które ewidentnie ci nie wyszły. Najważniejsze, że masz już tworzywo, na którym będziesz pracował – wycinał, przekształcał, zmieniał kolejność wyrazów i zdań, dopisywał i usuwał. Cierpliwie edytując treść, jesteś w stanie nawet z niezbyt dobrze brzmiących akapitów, stworzyć perfekcyjne partie tekstu. Edycja to prawdziwy klucz do sukcesu.

Copywriter nie może bać się pisania. Pisać powinien dużo, bo każdy napisany akapit, nawet wcale nienajlepszy, czegoś go uczy. Copywriter – jak każdy inny – uczy się na błędach. Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Dokłada cegiełkę do warsztatu i ostrzy narzędzia. Im więcej akapitów, tym większe doświadczenie, a strach przed białą kartką mniejszy. Czasami jednak wraca. Tak już jest, że nawet najbardziej doświadczany copywriter musi od czasu do czasu zmierzyć się z Bezimiennym widmem.

Rafał Niemczyk
Dorota Jędrzejewska

www.textingstudio.pl

Zobacz kolejne posty

Nawiedzone zamki najeżone pułapkami, panoszące się po komnatach duchy, demony, groza, klątwa,...

W drogerii rozmawiają dwie młode matki. W podsłuchanej pogawędce przewijają się różne nazwy mniej...

Porównując strony internetowe w ramach kilku branż (choćby branży mleczarskiej, herbat czy...